TRYB JASNY/CIEMNY

Jak przeżyć wyjście do restauracji z dzieckiem w Krakowie i nie zwariować

Jak przeżyć wyjście do restauracji z dzieckiem w Krakowie i nie zwariować


Kiedy człowiek zostaje rodzicem, dowiaduje się wielu rzeczy. Na przykład tego, że wyjście do restauracji z dzieckiem to aktywność z kategorii sportów ekstremalnych. To nie jest zwykłe „idziemy zjeść”. To logistyka, negocjacje, dyplomacja, czasem teatr cieni, a kiedy wchodzimy na teren miasta takiego jak Kraków, to robi się z tego gra strategiczna. Bo restauracje Kraków mają ogromny wybór. Jest tego tyle, że najpierw masz entuzjazm, potem konfuzję, potem już tylko otwartą przepaść w oczach i nagłe pytanie: dlaczego my w ogóle nie zamówiliśmy pizzy do domu.


Ale czasem warto. Bo restauracje w Krakowie potrafią wynagrodzić ten wysiłek. I mówię tu o takich miejscach, które rozumieją, że dziecko nie jest ozdobą stołu. Ono jest żywą istotą z energią porównywalną do reaktora atomowego. Jeśli lokal jest w stanie ogarnąć to spokojnie, to właściwie można tam odznaczyć medal za zasługi dla ludzkości.

I tutaj dochodzimy do pierwszej zasady rodzica w restauracji. Nie wybierasz miejsca pod siebie. Wybierasz miejsce pod przetrwanie. Brzmi brutalnie, ale prawdziwie. Restauracje przyjazne dzieciom w Krakowie to nie te, gdzie kelner wygląda jak z pokazów mody, a porcja kosztuje tyle co Twój internet na pół roku. To te, gdzie jest krzesełko dla dziecka. Gdzie ktoś pomyślał o miejscu na wózek. Gdzie ktoś wpadł na to, żeby dać kredki, a nie tylko spojrzenie „o Boże, kolejny trzylatek”.

Weźmy przykład. Idziesz na Kazimierz. Pięknie, klimatycznie, wiadomo. I nagle dziecko stwierdza, że teraz będzie przedstawienie pt. „Absolutne Odmówienie Jedzenia Czegokolwiek”. I Ty tam siedzisz, otoczony zapachem hummusu, kawy i ludzi, którzy przyszli kontemplować życie, a Twoje dziecko właśnie urządza koncert perkusyjny widelcem o blat. I wtedy wiesz. To nie jest miejsce dla Was. Dlatego tak ważne jest sprawdzenie z wyprzedzeniem, gdzie w Krakowie zjeść z dzieckiem bez ryzyka utraty reputacji lub godności.

Są takie restauracje, które naprawdę dają radę - są to między innymi pizzerie w Krakowie. Mają menu, które nie traktuje dziecka jak miniaturek dorosłych, tylko jak człowieka, który czasem chce makaron z masłem i koniec, dziękuję, nie negocjuję. I to jest piękne. Czasem wystarczy podać ten makaron szybko. Rodzic wtedy patrzy na obsługę jak na zbawców. Serio. Tak to działa.

Kolejna rzecz. Przestrzeń. Jeśli stoliki są ustawione tak, że trzeba oddychać bokiem, a dziecko ma wózek, samochodzik, misia i gumowego dinozaura, to nie jest dobry znak. Lokale gastronomiczne w Krakowie wiedzą, że rodzina potrzebuje przestrzeni. Nie luksusowej. Po prostu takiej, żeby nie przewrócić kelnera jednym ruchem nadgarstka.

Na Rynku też da się znaleźć cuda, choć wiadomo, centrum rządzi się swoimi prawami. Tam często płacisz za widok, nie za komfort. Ale są wyjątki. Miejsca, gdzie karta jest normalna, obsługa nie przewraca oczami, a stolik nie stoi tak blisko obcego człowieka, że już czujesz, że powinniście sobie kupić obrączki. W takich miejscach naprawdę da się jeść z dzieckiem i nie umierać od spojrzeń.

I teraz najważniejsze. Nie chodzi o to, żeby robić z restauracji plac zabaw. Nie. Nikt tego nie chce. Ani goście, ani rodzice, ani dziecko. Chodzi o to, żeby było po ludzku. Żeby kelner powiedział „spoko, już przynosimy sztućce dla malucha”, a nie „niestety nie mamy”. Żeby toaleta miała przewijak, a nie „może na krześle w korytarzu”. Żeby ludzie w lokalu rozumieli, że rodzic nie przyszedł tu robić chaosu, tylko zjeść z kimś, kto dopiero uczy się świata.

Bo najlepsze restauracje Kraków to te, które zauważają człowieka. Małego też.

I wtedy, kiedy ten makaron przyjedzie, kiedy sok nie wyląduje na podłodze, kiedy dziecko dostanie kredki, a Ty trzy minuty ciszy, wiesz, że wszystko było tego warte. Wtedy masz tę chwilę. Normalną. Ciepłą. Rodzinną. Bez stresu. I tak, może nawet zamówisz deser.

A to, proszę Państwa, jest już absolutny sukces.

Komentarze


Polecam


Copyright © Dzieckiem bądź