Dlaczego „nikt nie lubi nauczycieli”? Fakty, mity i cena społecznego niezrozumienia
Dzień Edukacji Narodowej to dobry moment, by odczarować wygodne slogany o zawodzie nauczyciela. Poniżej porządkuję najpopularniejsze mity („18 godzin tygodniowo”, „dwa miesiące wakacji”, „zarabiają bardzo dużo”), pokazuję, co faktycznie mówią dane i jakie są konsekwencje dla jakości edukacji.
Wizerunek kontra doświadczenie. Skąd ten rozdźwięk?
Jeszcze jedno–dwa pokolenia temu nauczyciel był figurą lokalnego autorytetu. Dziś obraz jest ambiwalentny: w rankingu prestiżu zawód nie wypada dramatycznie, ale przestał być „na piedestale”, a debata publiczna chętnie żywi się skrajnościami. Pamięć wielu dzisiejszych rodziców o szkole bywa podszyta doświadczeniami surowych praktyk sprzed lat, co podnosi próg nieufności. Media społecznościowe robią resztę: pojedynczy incydent staje się „obrazem zawodu”, podczas gdy setki rzetelnych lekcji i nauczycieli z misją nie są newsem.
Strajki nauczycieli - polaryzacja zamiast rozmowy
W 2019 roku Polskę podzielił największy od lat protest w oświacie. Kiedy odłożymy nagłówki i spojrzymy w liczby, zobaczymy, że społeczeństwo było podzielone – poparcie i sprzeciw rozkładały się niemal po równo, a wśród rodziców uczniów poparcie dla strajku było nieco wyższe niż wśród ogółu badanych[1]. Zamiast rozmowy o płacach i warunkach pracy powstał konflikt symboli, który do dziś wraca w uproszczonych hasłach.
Mit 1: „Nauczyciele mają dwa miesiące wakacji (i jeszcze ferie)”
To uproszczenie. W szkołach feryjnych urlop nauczyciela pokrywa się z feriami (letnimi i zimowymi), z gwarancją co najmniej czterech tygodni nieprzerwanego wypoczynku. Jednocześnie dyrektor może polecić określone czynności (np. prace egzaminacyjne, organizacyjne) do 7 dni w okresie wakacyjnym[2]. W szkołach nieferyjnych urlop wynosi 35 dni roboczych planowanych w ciągu roku. W praktyce część czasu „zjadają” przygotowania do nowego roku, szkolenia, dopinanie dokumentacji. To inny rytm pracy wynikający z kalendarza szkolnego, nie „ośmiotygodniowy luz”.
Mit 2: „Nauczyciele pracują 18 godzin tygodniowo”
Słynne „18 godzin” to pensum dydaktyczne – liczba obowiązkowych godzin przy tablicy. Tymczasem czas pracy nauczyciela obejmuje również przygotowanie do zajęć, ocenianie, dokumentację, konsultacje, zebrania, dyżury, opiekę na wycieczkach i doskonalenie zawodowe. Ustawa – Karta Nauczyciela – określa 40 godzin jako tygodniowy wymiar czasu pracy[3]. W badaniu czasu pracy (metoda DAR) przeciętny tydzień pracy nauczyciela w Polsce sięgał ok. 46 godzin i 40 minut[4]. Utożsamianie pensum z całością pracy jest mylące i deprecjonuje realny wysiłek między lekcjami i poza szkołą.
Mit 3: „Nauczyciele zarabiają już bardzo dużo a chcą jeszcze więcej”
„Dużo” lub „mało” ma sens dopiero w porównaniu. OECD porównuje wynagrodzenia nauczycieli z zarobkami pełnoetatowych pracowników z wyższym wykształceniem. W Polsce płace nauczycieli szkół podstawowych są przeciętnie niższe o ok. 15% względem tej grupy. Ten wskaźnik nie wspiera tezy, że nauczyciele „zarabiają bardzo dużo” – zwłaszcza gdy zestawimy go z odpowiedzialnością i obciążeniem pracą[5]. Niskie zarobki i prestiż zawodu przyczyniają się do problemów z pozyskaniem i utrzymaniem wykwalifikowanej kadry, co przekłada się na jakość nauczania, co z kolei prowadzi do zarzutów o brak indywidualnego podejścia, pomijanie uczniów zdolnych oraz niewystarczające wsparcie dla uczniów potrzebujących pomocy. Społeczeństwo postrzega program nauczania jako przeładowany i niedostosowany do polskich i światowych realiów a nauczycieli za niewystarczająco przygotowanych do pracy z dziećmi i młodzieżą.
Dlaczego autorytet nauczyciela osłabł?
Transformacja medialna
Algorytmy premiują skrajności – pojedyncze wpadki „robią” obraz całej grupy zawodowej, zwykła dobra robota ginie w szumie. Publicznie nagłośnione incydenty dotyczące znęcania się psychicznego lub fizycznego nad uczniami (np. straszenie, poniżanie), poważne zarzuty (np. podejrzenia o pedofilię) lub znieważanie. Niekiedy krytykuje się dyrekcję i nauczycieli za brak pełnej transparentności i tuszowanie spraw związanych z poważnymi zarzutami.
Pamięć pokoleniowa rodziców
Obecna krytyka środowiska nauczycielskiego w Polsce jest często podszyta i wzmacniana przez negatywne, traumatyczne doświadczenia szkolne samych rodziców z ich własnej młodości. Często obowiązywał model edukacji oparty na bezwzględnym posłuszeństwie wobec nauczyciela, gdzie dyskusja i wyrażanie własnego zdania przez ucznia było niepożądane lub tłumione. Standardem mogły być praktyki, które dziś zostałyby uznane za przemoc psychiczną lub naruszenie godności, np. publiczne ośmieszanie, wyzywanie, stygmatyzowanie gorszych uczniów, stawianie za karę w kącie, czy stosowanie wulgarnych epitetów. W skrajnych i szczęśliwie rzadszych przypadkach mogły zdarzać się nawet przejawy przemocy fizycznej (np. szarpanie, uderzenia linijką). Rodzice mieli mniejszą możliwość interwencji, a struktury szkolne rzadziej stawały po stronie dziecka w konflikcie z nauczycielem. Rodzice, nieświadomie lub świadomie, są nadwrażliwi na wszelkie sygnały, które przypominają im ich własne negatywne przeżycia. Nawet drobne, nieumyślne błędy obecnych nauczycieli (np. zbyt surowa ocena, podniesienie głosu) mogą zostać zinterpretowane jako powrót do starych, opresyjnych metod. Pamięć o poczuciu bezsilności w dzieciństwie motywuje ich do agresywnej obrony własnych dzieci. Tam, gdzie ich rodzice milczeli, oni czują się zobowiązani reagować stanowczo – często przesadnie – by chronić swoje dziecko przed przeżyciem podobnej traumy.
Warunki pracy
Współczesna praca nauczyciela w Polsce jest wyczerpująca z powodu nadmiernego obciążenia administracyjnego i rozproszonych oczekiwań społecznych, co stanowi główne źródło stresu. Nauczyciele są zmuszeni do prowadzenia dużej ilości "papierkowej roboty" (od programów, po szczegółowe protokoły), co zgodnie z badaniem TALIS, odbiera im czas na efektywną dydaktykę, kreatywne przygotowanie i indywidualną pracę z uczniem. Jednocześnie, oczekuje się od nich pełnienia ról wykraczających daleko poza nauczanie – bycia jednocześnie ekspertem merytorycznym, wychowawcą, terapeutą/psychologiem i mediatorem w kontaktach z roszczeniowymi rodzicami. Kumulacja tych sprzecznych zadań prowadzi do wzrostu stresu (odczuwanego przez ok. 40% kadry) i wypalenia zawodowego, skutkując masowym odchodzeniem z zawodu, zwłaszcza młodych osób, co z kolei pogłębia kryzys kadrowy w oświacie.
Ekonomia zawodu
Gdy płace rozmijają się z rynkiem dla osób z wyższym wykształceniem, trudniej przyciągnąć i utrzymać talenty[5].
Brak kontrnarracji
Innowacyjna „cicha większość” – nauczyciele finansujący wyprawki, tworzący pomoce, szukający lepszych rozwiązań – przegrywa z mechaniką sensacji.
Odpływ z zawodu i „cicha rezygnacja”
Połączenie przeciążenia, umiarkowanie konkurencyjnych płac i erozji zaufania przekłada się na braki kadrowe oraz odpływ młodych z zawodu. To nie jest „problem środowiska”, lecz ryzyko jakości edukacji w kolejnych latach[7].
Co można zrobić bez wielkich słów
Poprawa społecznego stosunku do nauczycieli wymaga konkretnych, realnych działań opartych na uczciwej komunikacji i ograniczeniu obciążeń, a nie na pustych deklaracjach. Ważne, aby szkoły i samorządy zaczęły jawnie prezentować rzeczywisty rozkład czasu pracy nauczyciela, pokazując, ile godzin pochłaniają przygotowania, dokumentacja i dyżury, zbijając tym samym mit o "18-godzinnym tygodniu pracy". Równolegle niezbędne jest odburokratyzowanie zawodu poprzez redukcję zbędnych sprawozdań i wprowadzenie wsparcia asystenckiego lub prostszych narzędzi cyfrowych, co natychmiastowo da nauczycielom "oddech" i umożliwi większą koncentrację na uczniu. Ostatnim, lecz fundamentalnym warunkiem jest rozpoczęcie spójnej i opartej na wskaźnikach OECD dyskusji o realnych podwyżkach wynagrodzeń, co jest jedyną metodą na zatrzymanie najbardziej kompetentnych i zaangażowanych osób w zawodzie, dając jasny sygnał o szacunku państwa i społeczeństwa do ich pracy.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję, że jesteś! Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :)