Ninja w baletkach Elżbieta Ksepka-Solawa - recenzja
Książka "Ninja w baletkach" to debiut pisarski Elżbiety Ksepki-Solawy. Opowiada o trójce różnych od siebie, wpasowujących się pod mianownik outsiderów, dzieci. "W gorącej wodzie kąpany" można by rzec Wojtek, nieustannie popada w tarapaty. Remedium na to ma być nauka baletu, czym jak możecie się domyślać, chłopiec nie jest zachwycony. Zuzię właściwie wychowuje babcia, ponieważ mama pracuje za granicą, a taty już nigdy nie zobaczy. Nielubiana i wyśmiewana przez rówieśników, obserwuje tancerzy przez wielkie okno, zupełnie nieświadoma, że wkrótce los się do niej uśmiechnie i sama stanie się jedną z nich. Rozalia, postrzegana jako kujonka, dla której założycielka szkoły baletowej to przybrana ciocia-babcia, cierpliwie chodzi na karate, pomimo marzeń o balecie, a to wszystko przez to, że nie chce zawieść taty...
Na łamach powieści poznajemy również dorosłych, drugoplanowe postaci świata wykreowanego przez autorkę: rodziców i brata Wojtka, babcię Zuzi i rzecz jasna panią Adelajdę - Czarownicę, jak nazywa ją tata Wojtka (i całkiem słusznie, bo naprawdę magicznie odmieniła losy trójki młodych bohaterów).
"Ninję w baletkach" czyta się bardzo szybko. W przygodach Zuzi, Rozalii i Wojtka każdy wyrzutek, ale również zwyczajny nastolatek, znajdzie echo własnych problemów. Narracja prowadzona w formie monologów powyższej trójki, sprawia, że natychmiastowo pogrążamy się w akcji. Świetne jest również pokazanie tych samych wydarzeń z perspektywy każdej z postaci, na ich własny sposób.
Książka tryska ciepłem i humorem. Dużo zdań jest zwieńczonych wielokropkami, które dają pewną swobodę samodzielnego dodania treści przez czytelnika do całej historii.
Opisując powieść, nie można zapomnieć o balecie, który jest niewidzialnym bohaterem spajającym wszystkie wątki, pełniącym rolę swoistej terapii, wspomagającym rozwój naszych nastolatków. A taka pani Adelajda to marzenie każdego niezrouzmianego przez otoczenie dziecka - tancerka, nauczycielka, przyjaciółka i psycholog w jednym.
Czytając te książkę, nieodparcie przychodziła mi na myśl narracja Lisy z "Dzieci z Bullerbyn". Podobne jak podczas lektury szwedzkiej książki, miałam równie przyjemne odczucia wertując strony i podobny uśmiech w duszy, kiedy skończyłam czytać.
"Ninja w baletkach" to moim zdaniem bardzo udany debiut. Książka mnie wzruszyła, rozbawiła oraz czegoś nauczyła, a te trzy aspekty zawsze muszą znaleźć się w rzeczach, które określam mianem dobrych. Czekam na kolejne książki pani Elżbiety. Gorąco polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję, że jesteś! Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :)